Pogoda od wczoraj prawdziwie do bani. Pochmurno (choć luki się zdarzają - jak teraz - ale są krótkie...). Przez co musiałem odwołać sesję fotograficzną naszych koni, po której wiele się spodziewałem.

Co jakiś czas też popaduje. Na tyle, żeby zmoczyć (końskie grzbiety albo drzewa, które mógłbym rżnąć...) - ale nie na tyle, żeby uczciwie ogródek podlać. Wypieliłem wczoraj cebulę i to jest wszystko, co mi się udało pozytywnego zrobić.

W dodatku zrobiło się ponownie gorąco i duszno. Być może z tego powodu laptop Lepszej Połowy zbuntował się wczoraj popołudniu. Piszę tedy najkrócej jak się da, żeby jego cierpliwości nie nadużywać..!
 
Z lektur lekkich, łatwych i przyjemnych widzę na wierzchu kupki, którą niedawno od E.M. dostaliśmy (dziękuję raz jeszcze!) Joanny Chmielewskiej "Jak wytrzymać z mężczyzną".
 
Przypomina mi to naszego przyjaciela, który wiele lat temu, w przypływie czarnego humoru podlanego gorzałą zwierzył się, że jego zdaniem - kobiety to istoty całkowicie aseksualne, a przy tym (instynktownie) interesowne. O miętoszeniu w pościeli, na sianie, czy w jakichkolwiek innych okolicznościach - owszem, może być mowa: ale tylko tak długo, póki kobieta nie osiągnie tego celu,  który sobie założyła, lub który jej instynkt podpowiada.
 
Na przykład - wygodnie urządzonego gniazdka z parą piskląt.
 
Gdy to już jest - choć do księżyca wyj lub ścianę gryź: nic z tego. Zostaje własna ręka pod prysznicem, kobiety "te sprawy" już kompletnie nie interesują.
 
Teoretycznie - można by się rozejrzeć za jakimś nowszym modelem. Tylko po co? Skoro historia i tak - jak twierdził wówczas nasz przyjaciel - nieuchronnie się powtórzy? A alimenty kosztują...
 
No cóż: związek tej opowieści z Joanną Chmielewską jest taki, że jak się ją czyta (a mieliśmy kiedyś wcale niezły zbiór jej książek - tyle, że tej części księgozbioru, choć była i jakościowo i wagowo najlżejsza - trzeba się było przy którejś z przeprowadzek pozbyć...) - to jasnym się staje, że nasz przyjaciel nie ma racji.
 
 
Nie - wcale nie jak chodzi o seksualność czy aseksualność kobiety. Co do tego, kobietą nie bądąc, nie śmiem się wypowiadać. Co prawda starożytni Grecy, a za nimi także Ojcowie Kościoła twierdzili coś zgoła przeciwnego niż nasz przyjaciel: to są jednak tylko opinie, a zgadzam się, że z całą pewnością jego przypadek nie jest odosobniony...
 
Chodzi o coś całkiem innego! Wobec czego kwestia seksu jest sprawą wtórną i mało istotną. Otóż, czytając Chmielewską nieodparte odnosiłem ongiś wrażenie, że te harpie to przede wszystkim - między sobą się mordują. Jeśli jakiś mężczyzna rykoszetem oberwie, to dlatego, że znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
 
Innymi słowy - nieprawdą jest, co (chyba?) jakaś Amerykanka napisała, że "świat bez mężczyzn byłby pełen grubych, szczęśliwych kobiet". Nie po to bowiem kobiety się stroją, uwodzą, kokietują żeby mężczyznom sprawiać przyjemność czy o mężczyzn zabiegać - one to robią po to, żeby "dowalić" innym kobietom. Jakiejś konkretnej "przyjaciółce" - albo i abstrakcyjnie, całemu babskiemu rodzajowi, pokazując, kto tu rządzi.
 
To są oczywiście wyłącznie wakacyjne refleksje na złą pogodę, proszę mnie nie cytować w pracach licencjackich! Nawet tych z literaturoznawstwa...